piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 4


Usiadłam na kanapie z wielkim bananem na twarzy. Już po krótkiej chwili znikł, oh jakie było moje rozczarowanie gdy okazało się, że Malik poszedł do łazienki. Wzdychnęłam głośno i spuściłam głowę w dół.
-Idziesz Niall? -zapytał przyjaciela po czym przyszedł do pokoju i usadowił swoje boski pośladki, yy to znaczy yyy dupsko, swoje dupsko tuż przy mnie strasznie się przy tym kręcąc. Sięgnął jeszcze do kieszeni i wyciągnął z niej papierosa.
-Nie pal przy mnie! - krzyknęłam
-Wyluzuj - rzucił po czym zaciągnął się
Wstałam oburzona z kanapy i stanęłam przy oknie z założonymi rękami. Stałam tak i patrzyłam się to na chłopaka zajętego narkotykiem to na widok z okna.
-Wyluzuj trochę gacie, bo ci jeszcze pękną - odezwał się ze śmiechem - chociaż, w sumie, nie przeszkadzałoby mi jakbyś zdjęła majteczki - uśmiechnął się łobuzersko
-Jesteś debilem! - krzyknęłam, wzięłam moją torbę i popędziłam jak najszybciej do drzwi - Niall, ja muszę iść, naprawdę, najwyżej kiedy indziej się spotkamy, sorry - rzuciłam cokolwiek w stronę blondyna i wypadłam z jego mieszkania.
Rozejrzałam się po okolicy i zorientowałam się, że do mojego domu jest ok 30 min na nogach. Zaczęłam szybko iść aby zdążyć przed rodzicami. Po pół godziny wbiegłam zdyszana do domu. Oparłam się o drzwi i lekko uniosłam głowę.
-Reb, kochanie, na szczęście jesteś - usłyszałam głos gosposi
Niestety, nie była sama, przy stole siedzieli moi rodzice wpatrzeni we mnie.
-Gdzieś Ty była Rebbeco Shay?! -odezwała się matka
Ojciec jak zwykle nic, wolał wszystko zostawić matce, bo po co ma się w ogóle do mnie odzywać.
-Ja, ja... byłam w sklepie - powiedziałam
-Tak?! To gdzie masz zakupy?!
-No.. ja spotkałam znajomych i nie poszłam już do sklepu... - próbowałam się jakoś z tego wyplątać
-Do tego wszystkiego jeszcze czuje od ciebie papierosy!! czy ja o czymś nie wiem?
"czy ja o czymś nie wiem?!" zawsze jak słyszałam te słowa z jej ust miałam  ochotę wrzasnąć jej prosto w twarz, ze nic a nic o mnie nie wie. Wiedziałam jednak, ze będę tego żałować, dlatego zawsze trzymałam język za zębami.
-Przepraszam -wydukałam i szybko pobiegłam do swojego pokoju.
  Wzięłam głęboki oddech i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Podeszłam do szafy, wyciągnęłam piżamę i poszłam do łazienki. Kiedy cieple krople zaczęły spadać na moje ciało zaczęłam myśleć o Zayn'ie. Nie wiem co  w nim takiego było, ze kiedy go widziałam miałam na niego ochot, taką wiecie... ochotę ochotę. Ale przecież on by mnie nie zechciał. Jeżeli już to ma mnie za łatwą dupę do przelecenia. No, ale podoba mi się, muszę to przyznać z wieeelkim bólem serca. Mimo iż jest strasznym dupkiem, i znam go jakieś niecałe dwa dni.
Wyszłam z łazienki i od razu położyłam się spać. W sumie to bardziej zaczęłam przejmować się tym moim uczuciem do Mulata, bo nawet nie wiem czy jeszcze go kiedyś spotkam, bo wątpię w to teraz, tak na serio. Na szczęście po dłuższych namysłach udało mi się w końcu niespokojnie zasnąć.


***

Kolejny dzień, kolejna śpiewka mojej mamy, ahh, takie cudne życie tylko tu, u wspaniałej rodziny Shay ! Czujecie tą cudowną ironię?  Na szczęście jest piątek. Chociaż mam dziś 8 lekcji, a potem jeszcze zajęcia dodatkowe to na mojej twarzy pojawił się leciusieńki uśmiech. Dlaczego? bo właśnie dziś moi rodzice wyjeżdżają na tydzień w jakąś delegacje. Cieszyłam się jak małe dziecko. Spokój i cisza gwarantowana - pomyślałam i z uśmiechem zeszłam na śniadanie.
-Dzień dobry kochanie - powitała mnie jak zawsze uśmiechnięta gosposia
-Cześć Emma, co dzisiaj na śniadanie? - spytałam siadając obok matki
-Ty to byś się mogła nauką zająć, chociaż tyle! - i już właśnie z dobrego nastroju wyrwała mnie moja rodzicielka
Głośno wypuściłam powietrze i nie zwracając na nią uwagi zaczęłam jeść.
Do szkoły niestety przyszłam spóźniona, ponieważ mój ojciec musiał zapomnieć o zatankowaniu wozu bo jak on to mówi ''bogaci nie muszą pamiętać''. Weszłam nieśmiało do klasy i zajęłam swoje miejsce w ostatniej ławce. Na szczęście byłam niezła z biologii, a właśnie tą lekcje miałam, pani przymknęła oko na moje spóźnienie. Gdy zadzwonił dzwonek wyszłam z klasy i ruszyłam w kierunku następnej sali. W połowie drogi zatrzymała mnie silna ręka, która chwyciła mnie za ramię. Gwałtownie odwróciłam się i ujrzałam je... Obie stały i patrzyły się na mnie z tymi swoimi uśmieszkami. ''Co ja im zrobiłam?''-ta myśl zawsze przechodziła mi przez głowę, kiedy je widziałam.
-Witaj nasza Rebecco - odezwała się Cassie
-Zostaw mnie! - wyrwałam się z uścisku i próbowałam iść
-Czekaj czekaj kochanie! - nawet jeśli bym teraz odeszła to one i tak mnie dopadną
Odwróciłam się napięcie i prawie ze łzami w oczach krzyknęłam - Czego wy znowu ode mnie chcecie?!
-Reb, słonko, zawsze się głupio pytasz - Cassie tylko głupio się zaśmiała i podeszła bliżej mnie
-Odwalcie się w końcu!
Zostałam spoliczkowana i to mocno. Potarłam dłonią twarz i lekko syknęłam. Pobiegłam do łazienki i zamknęłam się w jednej z kabin.
-I tak to nie koniec kochanie! - usłyszałam jeszcze głos Cassie a potem tylko ich śmiech
Z bezsilności zaczęłam płakać, ale to u mnie norma w szkole. Nie mogli ich wyrzucić z tej szkoły bo rodzicie Cassie dofinansowują wszystko, a ja nie mogłam zmienić szkoły ze względu na rodziców. Moje życie było do niczego... Chcąc chociaż trochę zapomnieć o bólu psychicznym wyjęłam z torby żyletkę, którą noszę ze sobą właśnie na takie ''okazje''. Zrobiłam jedną kreskę po czym otarłam krew.
-Weź się w garść - szepnęłam sama do siebie i wyszłam z łazienki.

***

Po powrocie do domu rzuciłam się na moje łóżko, a na mojej twarzy mimo bólu pojawił się lekki uśmiech.
''Tydzień'' - pomyślałam po czym wybiegłam z pokoju na dół
-Rebciu chodź, zjedz obiad - posłuchałam Emmy i poszłam do jadalni
Po posiłku chcąc trochę ochłonąć po dzisiejszym postanowiłam pójść na spacer do parku, obok domu.
Przebrałam się jeszcze i wyszłam z domu.
Przechadzałam się alejkami już dobre pół godziny, aż w końcu usiadłam na jednej z ławek. Zamknęłam oczy i napawałam się ciszą, spokojem i śpiewem ptaków, który od czasu do czasu było słychać.
-Ten los to nam płata figle - usłyszałam już dość dobrze znany mi głos
Otworzyłam oczy i koło siebie ujrzałam Mulata, który tylko siedział i się uśmiechał. Uśmiech to miał piękny.
-Faktycznie - zestresowałam się i nie wiedziałam co mam powiedzieć
Zayn wyjął z kieszeni papierosa i go zapalił, rozkładając się bardziej na ławce.
-Sorry, za wczoraj - rzucił wydychając dym
-Nie ma sprawy - próbowałam się wyluzować, ale coś mi to nie wychodziło
Nagle zadzwonił mój telefon, dzwoniła Emma.
-Hej Rebciu, przepraszam, że przeszkadzam, ale mam ważną sprawę do załatwienia, Ty nie wzięłaś ze sobą kluczy, możesz już wracać? -Emma, nie ma sprawy, już wracam, będę za 10 minut. -Dziękuję słoneczko i jeszcze raz przepraszam. -Nie ma sprawy Em, to ja nie wzięłam kluczy. 
-Idziesz już? - zapytał Malik
-Tak, już się muszę zbierać - wstałam z ławki i zaczęłam zmierzać w stronę domu
-Odprowadzę cię - krzyknął i podbiegł do mnie
-Dzięki.
Całą drogę szliśmy prawie bez słowa. A o czym ja miałam z nim rozmawiać? Nie dość, że byłam mega zestresowana to jeszcze kompletnie nie mamy ze sobą tematów.
-Ty tu mieszkasz?! - chłopak wybałuszył oczy na widok mojego domu
-Tak - odpowiedziałam grzecznie
-Wow, nie zła chata.
-Wiem, ale życie w niej wcale nie jest sielanką - lekko spuściłam głowę
-A tam gadasz... nie wiesz jak ja mieszkam - Malik okręcił się w okół własnej osi
Chwilę na siebie popatrzyliśmy po czym lekko się zbliżyliśmy do siebie. Nasze głowy coraz bardziej zmniejszały odstęp pomiędzy sobą.
-Dzięki, że mnie odprowadziłeś... - rzuciłam i szybko pobiegłam do domu
Nie wiedziałam co wtedy zrobić. Wyjżałam przez okno i zobaczyłam zdezorientowanego chłopaka, który po jakimś czasie zaczął się oddalać. ''Jaka ja byłam głupia" - pomyślałam.


Proszę bardzo, taki krótki rozdzialik. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ♥