sobota, 1 marca 2014

Rozdział 2

-Rebecco! Rebecco Shay, chcę cię natychmiast widzieć na dole! - obudził mnie głośny krzyk z dołu 
Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że to mnie wołają powoli zeszłam z łóżka, burknęłam coś pod nosem i zeszłam na dół. 
-No młoda panno, zobacz która jest godzina - przywitało mnie miłe powitanie -  nie masz nawet odrobionych lekcji, a za pół godziny przychodzi korepetytor!
Po 'wysłuchaniu' jej codziennej pogawędki spojrzałam na zegarek, faktycznie późno - 19. 
-Mamo, ale jutro mam tylko 6 lekcji, miałam ciężki dzień musiałam się zdrzemnąć - próbowałam roztopić lody
-O nie młoda panno, tak to nie ma. Myślisz, że ja to się źle nie czuje, mając taką córeczkę... - machnęła ręką i poszła 
Jak zawsze, nie ma dla mnie czasu, miłości... nie ma dla mnie nic. Czasami zastanawiam się, po co ona mnie urodziła. Teraz przecież i tak jej przeszkadzam. Kiedy inne mamy mówią do swoich dzieci jak się bardzo cieszą, że ich mają, moja mówi, że po urodzeniu mnie przez całe pół roku miała obwisły brzuch...
Stałam sama w salonie rozmyślając o właśnie o tym...
-Otwórz, a nie tak stoisz! od tego dzwonka mi zaraz głowa wybuchnie!
...aż nagle znowu usłyszałam jej krzyk. 
Podeszłam do drzwi i z udawanym uśmiechem otworzyłam je. 
-Dzień dobry Rebecco - usłyszałam niski głos, tak jak co tydzień
-Dzień dobry panie Brown - powiedziałam - zapraszam do środka
Dość stary, siwy pan przychodził co tydzień o 19 i dawał mi korepetycje z matematyki. Szybko zaparzyłam mu czarnej, mocnej herbaty, przyniosłam książki i zaczęliśmy się uczyć.
Myślałam, że siedzę tam całą wieczność. On gadał jakby sam do siebie, a ja rozmyślałam o wszystkim tylko nie o matematyce.
-Na dziś to już koniec...- usłyszałam
-Oo, dobrze, dobrze... dziękuję, odprowadzę pana - wyrwałam się z zza myśleń i pożegnałam siwego pana
Nie miałam zamiaru czekać na ojca więc pobiegłam na górę do mojego pokoju. 
Przypomniały mi się słowa matki:
"Musisz się uczyć... ucz się... Nauka jest najważniejsza! A ty nawet lekcji nie odrobiłaś"
Zaśmiałam się cicho i kopnęłam w kąt mój plecak. 
Poszłam do łazienki, zamknęłam ją na klucz po czym odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Rozebrałam się powili, a po chwili już znużyłam się cała w gorącej wodzie. Odpłynęłam. Moje myśli powędrowały w zupełnie inny kierunek niż zwykle. Zayn Malik. Nie mogłam przestać myśleć o tym chłopaku. Widziałam go tylko raz, pierwszy i ostatni, ale coś w nim było. Te iskrzące oczy, to jak chodził, jak zachowywał się... Zamknęłam oczy i jeszcze bardziej odpłynęłam. 
-Reb, Reb słoneczko otwórz, to ja Emma, przyniosłam ręczniki!
Ugh, znowu to samo. 
-Już wychodzę! - krzyknęłam i owinęłam swoje ciało ręcznikiem
Otworzyłam drzwi i wyminęłam gosposię. 
Założyłam piżamę i wskoczyłam do łóżka. Przez całą noc myślałam o tym chłopaku... Co w nim takiego jest? 

~następnego dnia~
Obudził mnie budzik - 6 rano. 
Niechętnie wyczłapałam się z łóżka i poszłam do łazienki.
Przemyłam twarz zimną wodą, zdjęłam piżamkę i ubrałam się nowe ciuchy. Zeszłam niechętnie na dół gdzie na stole czekało już śniadanie, a w ogół niego siedzieli moi rodzice. 
-Ja dzisiaj nie będę jadła, spieszę się - powiedziałam
-Wczoraj nie odrobiła lekcji to teraz się spieszy... - usłyszałam głos mamy
Nic nie odpowiedziałam tylko trzasnęłam drzwiami wychodząc. 
Szłam bardzo szybko, sama nie wiem czemu. Miałam dużo czasu, a do tego przecież w szkole nikt mnie nie lubił. 
Lekcje trwały strasznie długo. 
 Słysząc ostatni dzwonek pobiegłam jak najszybciej do szatni chcąc uniknąć wychodzących w wesołych grupkach ''kolegów'' z klasy. Kiedy udało mi się już wyjść ze szkoły, szybkim marszem podążałam w stronę domu, a raczej mojego pokoju. 
Po 20 minutach drogi znalazłam się już w salonie nie lubianego przeze mnie budynku, nazywanego przez innych domem. 
-Słoneczko moje... - usłyszałam - mam do ciebie prośbę
Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam patrzyć pytająco na Emmę.
-Strasznie boli mnie noga, a muszę zrobić drobne zakupy... - kontynuowała - możesz je zrobić dla mnie? 
Przytaknęłam głową i wzięłam od gosposi listę produktów do kupienia. Wyszłam z domu i szłam stronę najbliższego TESCO. Wzięłam koszyk i poszłam do pierwszej alejki.
Szukając przypraw wpadłam na Blondyna.
-Ojej, przepraszam - rzekłam i oddaliłam się od niego
-Ha ha, nie przepraszaj panienko, dziewczyny tak mają jak mnie widzą - zaśmiał się - Niall jestem 
-Rebecca - nie chciałam nawiązywać  z nim jakiegokolwiek kontaktu więc próbowałam znaleźć ucieczkę
-Bardzo ładne imię, bardzo ładna twarz. - zaczął bajerować
-Ej, słuchaj znalazłem tylko konserwowe, kiszonych chyba nie ma. 
Usłyszałam głos skierowany w stronę Nialla, jedna ja już go gdzieś słyszałam. Nie mogąc uwierzyć podniosłam głowę i ujrzałam go... tego cudownego chłopaka... Zayna. 
-Zayn? - powiedziałam rozmarzona
-Ty? - wyglądał na przerażonego
-O, konserwowe też dobre. Zaraz, wy się znacie?! - ostatni odezwał się Niall - no to ja zapraszam na herbatkę
-Nie, ja nie mogę - broniłam się - nie powinnam, nie 
-Właśnie, ona nie może. Po za tym ja jej tak wcale nie znam - zaczął Zayn
-Oj nie nie nie, no proszę was, już idziemy. - Blondyn wziął nas ze ręce i zaczął wesoło dreptać w stronę swojego mieszkanka. 
Nie było teraz odwrotu.


_________________________________________________________________
Hej!
Kolejny rozdział i właśnie coś zaczyna się rozkręcać. 
Zapraszam do czytania!
<3

3 komentarze:

  1. Wszystko fajnie, ale czegoś tu brakuje... może to brak wyjustowania, a może za mało opisów w stosunku do dialogów. Ale co ja tam... wybacz marudzenie.
    Ładne imię ma bohaterka. ;)

    http://saints-or-sinners.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój blog został nominowany do Liebster Award :) szczegóły tu --> http://love-is-sometimes-danger-fanfiction.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje!!! Nominuje Cie do LIEBSTER AWARDS!
    Po więcej informacji zapraszam tu
    http://upadla-i-lowcy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń